Za chwilę minie 20 lat od momentu, gdy Polska wstąpiła w szeregi państw tworzących Wspólnotę europejską. Zaczynamy świętować. A jest co. Eksperci mówią wręcz o skoku cywilizacyjnym.
Długa lista korzyści Polski w UE
– Zyskaliśmy oczywiście, jeśli chodzi o skumulowany wzrost gospodarczy – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Banku Credit Agricole Polska. Jego zdaniem, gdybyśmy poszli inną ścieżką, ścieżką kraju, który jest buforem między Unią Europejską a wschodem, bylibyśmy w innym miejscu. Do Polski nie napłynęłyby środki unijne (161,7 mld euro na czysto), nie napłynąłby kapitał zagraniczny w takiej skali, w jakiej napływał, wiedząc, że inwestuje w kraju, który jest krajem UE, przyczółkiem ekspansji, eksportu do innych krajów.
– Wedle moich szacunków, gdyby Polska nie była w Unii, to nasze PKB byłoby dziś o jakieś 43 proc. niższe niż teraz. Dzięki obecności w UE wykonaliśmy imponujący skok – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Główne korzyści łączą się nawet nie z pieniędzmi, nie z funduszami. One płyną z dostępu do otwartego unijnego rynku. Skok PKB to głównie eksport. I otwarcie rynku – dodaje. Obaj nasi rozmówcy zwracają uwagę na właśnie opublikowane przez Eurostat dane o PKB na głowę mieszkańca w krajach unijnych według parytetu siły nabywczej.
– W 1995 r. sięgało ono w Polsce 44 proc. średniej unijnej. W 2003 r. było blisko 50 proc., ale to już było zaburzone przez fakt, że inwestorzy wiedzieli, że Polska wejdzie do UE, i odważniej zaczynali się kierować w naszą stronę. Teraz mamy 80 proc. średniej unijnej, a Polska z kraju ubogiego stała się krajem o umiarkowanie wysokim dochodzie. Jesteśmy modelowym, książkowym przykładem doganiania krajów rozwiniętych. To jest ten najbardziej namacalny sukces, który znajduje odzwierciedlenie w konsumpcji, w dochodach gospodarstw domowych, w jakości życia – mówi Jakub Borowski.
– Nasze 80 proc. średniej unijnej z zeszłego roku oznacza, że tylko w ciągu kilku ostatnich lat, od czasu tuż przed początkiem pandemii, zanotowaliśmy wzrost o blisko 10 pkt proc. – mówi Janusz Jankowiak. – Nadganianie dystansu do krajów Europy Zachodniej jest, a raczej było, bardzo szybkie, bo od 2022 r. ten współczynnik urósł tylko o 1 pkt proc. To zresztą jest bardzo silny argument przeciwko narracji przeciwników wejścia Polski do strefy euro, którzy twierdzą, że najpierw trzeba się z nią zrównać poziomem rozwoju. Tymczasem zachęty do wejścia do strefy euro słabną w miarę tego, jak zbliżamy się poziomem rozwoju cywilizacyjnego, również tym mierzonym PKB na głowę do średniej unijnej – dodaje.
Zdaniem Janusza Jankowiaka obok korzyści wymiernych, mierzonych m.in. poziomem PKB, istotne są też korzyści niewymierne, dotyczące jakości życia. – Dwie perspektywy finansowe dały nam szansę bardzo silnego rozwoju, skoku cywilizacyjnego, szczególnie w regionach, na wsi, w małych miasteczkach. Mieści się w tym także infrastruktura drogowa, kolejowa, lotnicza, to wszystko, co przyczynia się do poprawy jakości życia. W bilansie trudno nawet porównywać korzyści z kosztami, tak wielka jest przewaga tych pierwszych – mówi główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
O swoistym skoku cywilizacyjnym mówi też Adrian Furgalski, ekspert rynku transportowego, prezes zespołu doradców gospodarczych TOR. – Gdyby nie środki unijne bylibyśmy w czarnej infrastrukturalnej dziurze, bo zapóźnienia mieliśmy ogromne. Na początku chcieliśmy więcej funduszy na autostrady czy ekspresówki, bo praktycznie nie mieliśmy ich wcale. Ponad 1400 km takich dróg to dorobek tylko pierwszej perspektywy finansowej – wskazuje Adrian Furgalski. – Później UE zaczęła mocniej stawiać na transport zbiorowy. Dla polskiej kolei unijne euro to tlen, bez niego stalibyśmy w miejscu i właściwie staliśmy, gdy przez dwa lata nie mogliśmy skorzystać z KPO – dodaje.
Jakub Borowski sukcesu powiązanego z UE upatruje także w absorbcji środków unijnych. – Mamy swoistą obsesję unijnych euro. Presja mieszkańców, mediów, obserwatorów jest tak silna, że chcemy wydać dosłownie każde euro. Nauczyliśmy się to robić i to będzie procentować w najbliższych dwóch latach, które będą bardzo trudne, bo napłynie kumulacja środków z Funduszu Spójności i KPO – mówi główny ekonomista Banku Credit Agricole Polska.
Stanisław Kluza, ekonomista, w przeszłości m.in. minister finansów w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, poza bilansem czysto ekonomicznym, który – jak mówi – jest mierzalny i który łatwo poddawać różnego rodzaju analizom, zwraca uwagę na nie mniej ważny w jego ocenie wymiar przynależności cywilizacyjnej. – Polska osiągnęła tu nie mniejszy, a może nawet większy sukces – ocenia Stanisław Kluza. – Jeśli porównamy dzisiejsze standardy cywilizacyjne do tych, które odziedziczyliśmy po PRL-u, to wymiar naszej identyfikacji z cywilizacją zachodnią, jej przekierowanie z orientacji na wschód, ma zdecydowanie większe znaczenie niż proste porównania liczbowe. To dotyczy długości, higieny i standardu życia, kultury, edukacji i bardzo wielu elementów, które przesądzają, że jesteśmy dziś kojarzeni z kręgiem kultury zachodniej – tłumaczy.
Słabości
Oczywiście nie wszystko się udało. – Nie udało się rozwinąć w sposób trwały modelu wzrostu opartego na wysokiej stopie inwestycji, która jest niższa, niż oczekiwano. To wynika w pewnym stopniu z kształtu polityki makroekonomicznej, która zwłaszcza w ostatnich latach nie sprzyjała budowaniu oszczędności przez sektor prywatny. A to wzrost stopy oszczędności, w szczególności gospodarstw domowych, jest warunkiem zwiększenia stopy inwestycji – mówi Jakub Borowski.
Zdaniem Janusza Jankowiaka refleksji wymaga unijny system wspólnej polityki rolnej. – On zakonserwował strukturę rolnictwa. Zmiany nie są tu wielkie. Nasze rolnictwo jest ciągle nietowarowe, rozdrobnione, mało efektywne. Skutki tego widać już teraz, przy trwających protestach rolniczych, ale potężny problem zacznie się, gdy kraje z bardzo konkurencyjnym rolnictwem będą wchodzić do UE – mówi główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.