Ta strona używa plików Cookie. Korzystając z tej strony zgadzasz się na umieszczenie tych plików na twoim urządzeniu

Recenzja w wykonaniu Romana Dareckiego tomiku poezji "Uniesieni wiatrem", autorstwa Zbigniewa Mirosławskiego i Mirosława Sułkowskiego

16.11.2023 | Blog | Autor: admin

Uniesieni wiatrem, tomik poezji dwóch autorów: Zbigniewa Mirosławskiego i Mirosława Sułkowskiego ukazał się w niezwykle starannej szacie graficznej. Poczynając od okładki na której na ciemnostalowym tle wirują wielokolorowe paski: żółte, jasnoniebieskie, zielone, pomarańczowe, czerwone, czarne, seledynowe. Na kolejnych stronach te same paski ale w szarej tonacji utrzymują wrażenie ruchu, jesiennego porywu ni to liści, ni to myśli.

         Można rzec, że nastrój uniesienia oddany został nie tylko słowem ale także wizualizowany jest poprzez przemieszanie tekstów, zdjęć obu autorów z ostatniej strony i poplątanych, porozrywanych symbolicznych linii. Zaprojektowała tę grafikę Dorota Omylska-Bielat i należą się jej za to wyrazy uznania.

         Poszczególne wiersze, w polskiej i angielskiej wersji językowej, opatrzone są także reprodukcjami inspirujących poetów dzieł sztuki: obrazów, rzeźb, kolaży i fotografii. Projekt został zrealizowany dzięki sponsoringowi prywatnych firm i osobiście Mariana Darłaka, patronatem objęła go Miejska Biblioteka Publiczna im. Juliusza Słowackiego w Tarnowie.

         Mottem są słowa Winstona Churchill’a „Latawce unoszą się najwyżej, kiedy lecą pod wiatr”. Zatem już na wstępie nasza uwaga zostaje zwrócona na kierunek tego unoszenia się, pod prąd powietrza, wbrew utartym szlakom, nie z powiewem ale jemu naprzeciw. Niejako w odpowiedzi na wyzwania literatury, sztuki, filozofii.

         Z fantazją mi do twarzy, pisze Mirosławski i od razu ustawia fantazję w kategorii spraw utylitarnych. Z fantazją …tak jak z parasolem… . Może być ona jak parasol zastosowana – być rozłożona, może ...tkwić nad jasnym czołem. Niedopowiedziane zostaje ale zdaje się być oczywistym, że można ją też złożyć, poskładać jak parasol. Trzymać w rezerwie? Mamy więc do czynienia z wyraźnym dualizmem. Inaczej reaguje poeta, kiedy ...koncert kropel / wybija staccato na płytach chodnika…, podczas deszczu jest pobudzony, nie potrafi być cicho! Wobec deszczu żywi przyjazne nastawienie. Słyszy muzykę, nazywa ją koncertem. Równocześnie jest refleksyjny. Widzi więcej niż w chwili słoty, patrzy w dal ze spokojem. Zastanawia się dokąd może iść porwany przejściowym nastrojem? W poincie mówi wprost o odwracaniu kalejdoskopu zdarzeń. O bytach niezaistniałych ale prawdopodobnych. Znowu jak w tomiku pt. Wieloświatów przestrzenie zostajemy świadkami symulacyjnych scenariuszy. Inaczej mówiąc autor chce nam powiedzieć – idąc patrzę, dokąd idę! Stara się przewidywać, pomimo fantazji, nie daje się jej prowadzić na manowce. Jego fantazja jest projekcją zamierzonej drogi.

         Kolejne dwa wiersze obu poetów pisane pod impulsem tego samego obrazu, kanadyjczyka  Roberta Gonsalves’a pt. Making waves (Czyniąc fale), przynoszą różny przekaz. Mirosławski zaczyna od wyobrażenia sobie dalekiego lądu. Tam fruną nasze myśli. To co przedstawione przez malarza opisane jest przez poetę. Szumią w muszlach egzotyczne wiatry. Co prawda nie widzimy tego szumu, widzimy chłopca z muszlą przy uchu ale przecież chyba każdy z nas  będąc dzieckiem nadsłuchiwał morza i oceany zaklęte w konchach skorupiaków. Zauważmy dalsze wnikliwe spostrzeżenia zawarte w tym niby to opisie. Światło obrazu jest światłem wewnętrznym. Częściowo jakby marzeniem, jakby iluminacją. Skąd ten pomysł? Ano – ...blask od świecy nie rzuca cienia! Malarz podążał tą samą drogą. Chciał namalować, (i to mu się w pełni udało), coś czego się ukazać nie da! Świat pragnień i tęsknoty za przestrzenią. Fale morskie to także fale wyobrażeń, w których ...każdy duszy swej jest kapitanem, co dopowiada za niego poeta.

         Sułkowski pod wpływem fantazyjnej panoramy przenosi się na egzotyczne wyspy: Bora Bora, Thaiti, Reunion. Zamyka oczy. Impuls wywołany wizją kobiety i dziecka zamkniętych w pokoju ale śniących o podróżach jest dla niego wspomnieniem ...chłopaka w jedwabnej koszuli / obok drzewa mangrowu gdzieś na Key West…. On sam jest tym chłopcem. Utożsamia się z przedstawionym bohaterem. Wręcz czuje ...na twarzy słońce i wiatr, pozwala ...ponieść się falom… . Jest to metoda obmycia z aktualnych trosk. Rzeczywistość może stać się nieważna, ...odpływa jak statek za horyzontem. Podmiot unosi się …w dal wraz z krzykiem mew. Mówi do nas o swoich uczuciach. Jego dusza jest jak Islandia ...rozdarta między ogniem i lodem. Słucha a w zasadzie przypomina sobie opowieści o zatopionych lądach, samolotach zagubionych w trójkącie bermudzkim, słyszy urywki Hemingway’a przeplatane syrenim śpiewem. Staje się częścią przedstawionego malowidła. Czuje na twarzy słońce i wiatr.

         Interpretując obraz Mehoffer’a, Majowe słońce Sułkowski dostrzega – Okna i drzwi szeroko otwarte. Wyobraża sobie krążenie powietrza, zapach bzu. Zmysły powonienia i smaku odgrywają kluczową rolę. Uosobieniem tytułowego słońca jest sama kobieta w złocistej sukni. Ona świadoma pozowania artyście czeka aż on ...ukończy swe dzieło. Herbata już zaparzona, zasiądą do niej razem. Na koniec stawia pytanie o nas samych, o nasze domy i serca, niezależnie od tego gdzie się znajdują ...w Ropczycach, Krakowie, Fryburgu, czy mają szeroko otwarte okna i drzwi?

         Śladami Seamus’a Heaney’a idziemy po piasku plaży w Sandymount. Ten spacer jest właściwie  rozważaniem ...linii rozciągniętej w wiecznej pamięci. Linię stanowią odciski jesionowej laski ojca irlandzkiego noblisty. Mirosławski zastanawia się czy może obok ...postawić własny leżak, dorysować słońce? Ma podobne skojarzenia dotyczące pobytu nad morzem w Pobierowie. Fale skrzące światłem o świcie i ich odpływ podczas zmierzchu stają się metaforą dla naszych życiowych doświadczeń. Możliwość przeżywania kurczy się jak wieczorny odpływ, jak ...morza talerz. W ustach rośnie góra piasku. Są rzeczy i uczucia, których nie da się wypowiedzieć?

         Biegnące konie (Running horses) czyli rzeźba Joe Fafard’a ustawiona przed Narodową Galerią w Ottawie zainspirowała obu liryków. Sułkowski postrzega absurd – Biegnące konie stoją nieruchomo! Przygląda się im dokładnie. Są porowate, bez trzeciego wymiaru, pozbawione naturalnego środowiska: prerii. Dopowiada, powinni być razem z nimi indianie: Apacze, Huroni i Irokezi. Rzeźba białego człowieka nie może oddać całej prawdy o zniszczeniu oryginalnej kultury. Nowe domy, płoty, alkohol i rezerwaty; to wszystko stworzono w zamian. Nieruchome konie budzą empatię dla przeszłości, bo ...preria wciąż wzywa.

         Drugi z autorów nie chce dostrzegać zatrzymania uciekających koni. Dla niego pomimo że są tylko rzeźbą, trwają w galopie. Ich ażur, korpusy podziurawione jak strzeleckie tarcze, ...gna je przez środek miasta. Co z tego, że są z metalu, ...Są lekkie jak marzenie. W ich grzywach zaplątało się na zawsze ...echo wolnych przestrzeni. To echo porywa nas ...w rejony nieosiągalnego szczęścia. Jest ono tożsame z uśmiechem małego dziecka, z drogą malowaną przez wiatr.

         Następne dwa wiersze to także rozwinięcie wrażeń wywołanych dziełami plastycznymi. George’a Stubbs’a, Rubbing down (Po wyścigu) i Ben’a Nicholson’a, St’Ives, widokiem z okna na marinę w St’Ives. Pierwszy tekst opatrzony jest kopią z National Trust Images. Na pierwszym planie stoi koń, wyczerpany gonitwą, stajenny i właściciel w wysokim cylindrze.

         Jak to postrzega Mirosławski? Zwierzę ...jeszcze robi bokami, ...szyję wyciąga jak w pogoni… .Jest już wycierane, poklepywane. Ludzie czynią wszystko, aby powrócił spokój. Temu służy też drugi plan. Wszystko podlega skrupulatnej analizie: trawiasta równina, odległe domki. Na co by jednak nie spojrzeć ...zawsze trzeba powrócić do ...konia! To on jest najważniejszy. Jego: pęciny, dwa uniesione kopyta, napięte mięśnie, lekko podniesiony, przycięty ogon. I jeszcze jeden niby drobny szczegół. Nie wolno jednak nam go przegapić! Dłoń dżokeja na grzbiecie, w zasadzie nawet nie cała dłoń. Cztery palce trzymane pewnie i z miłością. Ich celem jest ...ostudzić w żyłach ...iskrzący czerwienią krwi płomień.

         Konie Fafard’a i koń Stubbs’a tak jak ludzie obdarzone są emocjami. Poeta zwraca na to swoją i naszą uwagę celowo.

         Kornwalia w czasie II wojny światowej była oazą dla malarzy, którzy znajdowali tu więcej ciszy i spokoju niż w bombardowanym Londynie i innych miastach. Jest tam też wspaniałe światło. Dlatego zamieszkała tam Barbara Hepworth. Do niej przyjeżdżali artyści, m. in.: Nicholson, Leach, Shoji i Gabo. Można o tym przeczytać w wierszu zaczynającym się od słów *** Trudno schronić głowę…, zamieszczonym w zbiorze Zanim przemówią trawy. Obecnie przyglądamy się przez otwarte okno marinie. Ważne są kolory! Jasne, niebieskie niebo, blaski fal, złote promienie niby u John’a Constable. Piasek tak żółty jak Słoneczniki, van Gogha. Poza tymi szczególnymi względami podkreślone zostają różnice. Małe domki, łodzie bez żagli, poranny bezruch. Oczywiście St’Ives to nie bogate Brighton. Nie wyruszono na połów? Malarz także nie robi sobie nic z bałaganu na parapecie. Odtwarza wszystko co widzi: dzbanki, kubek z flagą Union Jack, w perspektywie pomiędzy oknem a portem, kominy na dachach sąsiednich domów. Czy miał w tym ukryty zamiar? Według krytyka sztuki Jessiki Bishop tak! Poeta zgadza się z tą opinią. Rzeczywistość jest punktem odniesienia do przyszłości. W czasie tworzenia obrazu na kontynencie wojna jest odczuwana bezpośrednio, w Anglii konsekwencje są też bolesne choć nie doszło do inwazji. Plan bliski i daleki są ukazane równocześnie, tak jak to co jest aktualne i to co dopiero się wydarzy jest nierozerwalne. Flaga służyć ma podtrzymaniu nadziei w zwycięstwo.

         Utwór muzyczny 21 pilots Stressed out, przypomina Sułkowskiemu band z Ohio, dźwięki skrzypiących drzwi. Na video dostrzega typowy amerykański napis na tabliczce wiszącej na ścianie: Faith, Family, Friends. Komentuje go, porównując z domem rodzinnym, będącym 10 tys. km stąd. Czuje klimat północno-wschodnich stanów.

         Mirosławski pod wpływem kolażu Jana Boczara (na nim teatr Drury Lane, na fasadzie niby duchy w rozmytych kręgach ukazane są twarze występujących tam aktorów: Ivor’a Novello, Vivien Leigh, Gielgud’a i Roger’a Moore) wyrusza na przechadzkę od Covent Garden obok St’Paul Church do Drury Lane. „Spotyka” luminarzy teatru, towarzyszy Szekspira: Kemp’a i Macklin’a. Betterton’a i Garrick’a, Evelyn Laye, sportretowanych i jeszcze innych. Na końcu w Alei Gwiazd ...ręką macha do nas Jimmy Page! Przeszłość i teraźniejszość są współobecne. Przeszłość nie przeminęła, można się do niej cofnąć jak do innego wymiaru. Wymowa identyczna jak w wierszu na temat Kornwalii. Podkreślone to zostaje dodatkowo słowami ...te zjawy to na pewno nie iluzja Halloween!

         Równie przenoszącym nas w czasie jest tekst *** Patrzę na fotografie…. Zdjęcie ze Stonehenge utrwaliło nie tylko postać poety. Trwa na nim wieczność. Uosobiona przez pionowe megality ale i będąca obecną energią, elektryzującą włosy. Będąca niewidocznymi promieniami, wyczuwana pod ziemią. Moc nas wypełnia, odczuwamy kosmiczną jedność świata.

         Po tej projekcji Mirosławski i Sułkowski ponownie piszą o podobnych sytuacjach na lotniskach: Gatwick i Stansted. Obydwaj odnotowują: odgłos kapiącej z ekspresu kawy i zapach zaparzonej herbaty, skupiają się na muzyce: Gwendolyn Brooks i David’a Bowie.

         Odwiedzamy jeszcze Swansea, dzięki utworowi dedykowanemu Hannah Ellis, wnuczce Dylan’a Thomas’a. Dla Mirosławskiego pomnik-ławeczka wybitnego Walijczyka staje się okazją do rozmowy ze zmarłym w 1953 r. twórcą. Dlatego jest on młody, już zawsze będzie miał tylko 39 lat. Wartością wspólną odwiedzanemu i odwiedzającemu są ...ptasie śpiewy, ...loty kosów, siewek i czajek…, znikające w oddali fale tamtejszej rzeki. Nieprzemijające TERAZ ukazuje się po raz kolejny.

         W tomiku znajdziemy jeszcze wiele interesujących wierszy: o zamierzonej podróży do Worthing (Mirosławski), o śladach na śniegu, kiedy Barbara stąpa lekko i przeskakuje zaspy. Jej odciśnięte ślady pozostają na zawsze w pamięci (Sułkowski), dwa o Pradze czeskiej (Mirosławskiego), w nich śpiewają: Karel Kryl i Laura Branigan, zjawiają się cienie: astronoma Ganz’a i alchemików MaHaRal’a i  Edwarda Kelley’a, czeskich monarchów, okultysty Johna Dee i poetów: Halas’a, Nezval’a i Seifert’a, towarzyszą nam jak wcześniej aktorzy w Londynie.

         Obydwaj autorzy piszą o Brandstaetterze, o odzyskanej przed 100 laty wolności, o bohaterach, Mistrzach starej daty (Sułkowski zamieścił zdjęcie Tadeusza Młotkiewicza, żołnierza II Korpusu gen. Andersa, Mirosławski zdjęcie pilota dywizjonu 303, Kazimierza Wünsche i babci Janiny, córki Amalii Wünsche-Broczkowskiej). Przeczytamy jeszcze refleksje związane z wnętrzem katedry w Bordeaux, o tym czym może pachnieć dusza, o pisaniu wiersza, drodze w głąb samego siebie, o Erneście Shackleton’ie, o polującym sokole, o szronie (ponownie piszą o nim obydwaj: Mirosławski i Sułkowski). Wreszcie na koniec coś specjalnego. Wiersz pisany wspólnie. Co drugą linijkę ułożył Mirosławski. Pomysł poetyckiej symultany podsunął Sułkowski. Efekt na pewno interesujący! Trudno drobiazgowo rozbierać każdy utwór, bo wtedy recenzja rozrosła by się nadmiernie. Występując wspólnie autorzy udowodnili własne pokrewieństwo dusz ale i odpowiedzieli na wespół im towarzyszące wyzwania współczesności, uniesienia literackie, muzyczne, filozoficzne.

~ Roman Darecki

Zobacz również inne wpisy w blogu