"Jestem z narodu, w którym od lat blisko stu każda książka wychodzi za późno,
a każdy czyn za wcześnie. To jedno poprawiwszy można zbawić naród."
"Gorzki to chleb jest polskość..."
"Naród składa się nie tylko z tego, co wyróżnia go od innych,
lecz i z tego, co go z innymi łączy."
"Umiemy się tylko kłócić albo kochać,
ale nie umiemy się różnić pięknie i mocno..."
"Autorów sądzą ich dzieła."
Cyprian Kamil Norwid
"ODKRYWAM ZAPOMNIANĄ HISTORIĘ O NADANIU IMIENIA CYPRIANA KAMILA NORWIDA
MIEJSKO-GMINNEMU DOMOWI KULTURY W ŻABNIE"
Wiatr historii od zawsze wieje kędy chce i jak chce. Raz pojawia się z lekkością zwiewnego zefirka i delikatnie powiewając daje znak o swym istnieniu. Potrafi też gniewnie ujawnić swą potęgę nie zważając na potrzeby ludzkości, której dobra i życie niszczy bez litości.
Wiatr historii jest niczym sędzia sprawiedliwości i pokoju w jednym, który widząc dramaty ludzkich serc, ale też i pychę lekceważącą prawa natury i świata, grzebie jednych i drugich pod zwałami ziemi, pomagając innym żywiołom w globalnym unicestwianiu ludzkich sadyb. Nie warto zastanawiać się i roztrząsać żadnej z opcji, bo i tak rozwiązanie nie pojawi się wypisane ręką Stwórcy jak kiedyś Mojżeszowy Dekalog w kamieniu.
"Notatnik wspomnień" o Miejsko-Gminnym Domu Kultury w Żabnie powstał naprawdę szybko. Zaowocował stosem kartek zapisanych ołówkiem lub dla odmiany długopisem. Pisałam tym, co było pod ręką i na tym, co udało się znaleźć, aby tylko myśl nie uciekła chyżo niczym afrykańska antylopa walcząca o swe życie, czmychając przed lwem najszybciej jak to możliwe.
Później był trud włożony w wielokrotne czytanie zapisanych myśli układających się w słowne obrazy, ponowne układanie kolejności zapisanych stron i zapisywanie na nowo tego, co należało ulepszyć i wygładzić. Spieszyłam się, gdyż historyczna data 01 marca 2022 roku minęła i miała być hucznie upamiętniona w gronie rodzinnym, czyli pracowników Domu Kultury i uczestników zajęć organizowanych przez Kluby Specjalistyczne oraz działaczy z terenu miasta i gminy Żabno.
(01 marca 2022 roku) "40 lat minęło jak jeden dzień..." wyśpiewywał Andrzej Rosiewicz z wdziękiem i nutą skrywanego optymizmu. Aż wierzyć się nie chce, że tyle lat upłynęło… Kiedy?!
Jest 18 marca 2025 roku, a ja nadal mam w "powijakach" wspomnienia, które miały znaleźć się w rękach twórców MGDK w Żabnie. Książka powstała i czeka na wydanie, ale rodzi się pytanie: - Dlaczego nie doszło do wspaniale zapowiadającego się spotkania, na które czekałam? Trudno poskładać elementy wpływające na to, że wydarzenie zawisło między teraźniejszością i przeszłością, a przyszłość nadal płynie swoim torem, nie zważając na żadną z tych rzeczywistości.
Wielu twórców historii Domu Kultury już nie ma. Odeszli z różnych przyczyn, w różnym czasie na zawsze. Chciałam ich upamiętnić, zatrzymać na papierze i pochylić się z szacunkiem nad tym, czego za życia dokonali, a o czym może nie pamiętali lub zapomnieli, a może jednak te ulotne działania mignęły im na szybkiej taśmie ostatnich życiowych reminiscencji. Z pewnością chcieliby, aby przetrwały w zbiorowej pamięci.
Życie i śmierć to dla nas ludzi tajemnica, ale w swej pysze dowodzimy, że w XXI wieku wiemy już wszystko. Nie ma zatem już tajemnic czy sekretów typu tajne przez poufne, są natomiast odpowiedzi. W tych czasach niesamowitych, o których kiedyś marzyliśmy, tworzy się bezrefleksyjnie humanoidy, nadaje się im nawet obywatelstwo. Czy dzielenie się takimi dokonaniami nie jest niebezpieczne w dobie istnienia terroryzmu?
Zawsze jest jakieś, „za”, ale pojawia się wiele "przeciw". Obecnie wyśmiewa się ludzi prawych, którym przyświeca głównie dobro i właśnie jego upatrują w ludzkiej naturze. Zła nikt nie dostrzega dopóty, dopóki ono kpiarsko nie zachichocze na znak swego zwycięstwa.
Szybko mijają lata nie pytając ludzi o zgodę na przemijanie. Nagle przypomniały mi się słowa: "Ducha nie gaście. Proroctw nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a trzymajcie się tego, co dobre. Od wszelkiego pozoru zła powstrzymujcie się." (1 Tesaloniczan 5: 19-22, Uwspółcześniona Biblia Gdańska UBG)
Czy odgadnie ktoś tajemnice mózgu i jego podpowiedzi? Czy wyjaśni mi ktoś, dlaczego przypomniały mi się te słowa w trakcie spisywania wspomnień? Dlaczego właśnie teraz i to z Księgi, którą jedni szanują i wczytują się w jej treść dla wzbogacenia ducha i wiary, a inni kpią i starają się rozerwać ją na strzępy? Jednak na to pytanie każdy z nas powinien sam sobie dopowiedzieć zakończenie z własnej półki doświadczeń czerpiąc wiedzę.
Dnia 17 marca 2025 roku, kolejny raz usłyszałam historię związaną z nadaniem imienia MGDK w Żabnie. Tym razem musiałam zastanowić się, z jakiego powodu niektórych imprez czy spraw nie pamiętam lub nie pamiętałam. Drążyłam temat niczym chomik biegający na swej huśtawce i dopiero po kilku godzinach przyszło znienacka oświecenie. Przecież to oczywiste, że nie we wszystkich eventach brałam bezpośredni udział. Bywało, że organizatorami owych wydarzeń byli plastycy, fotograf, muzycy lub specjaliści z pracowni politechnicznej. Mógł to być nawet nietypowy dzień pracy i z racji moich podwójnych dojazdów musiałam odpuścić sobie nadgorliwość w wykonywaniu obowiązków zawodowych. Musiałam mieć czas dla siebie, dla rodziny i na relaks, bo w istocie byłam nierozsądna i często przeginałam z oddaniem dla pracy. Z jakim efektem? - zapytacie, drodzy Czytelnicy. Jedynym możliwym: ordery czy krzyże zasługi poszły w inne ręce. Cóż, bywa i tak, ale wtedy taki "przypadek" znacząco osłabia pamięć.
Po latach też dociera do naszej świadomości - kiedyś nadmiernie zagonionej, aby zdążyć na czas - a teraz świadomej, że tradycyjne myślenie o równości w traktowaniu mężczyzn i kobiet jest zakotwiczone w pamięci męskiej populacji na poziomie czasów patriarchów ze Starego Testamentu. Można ciężko pracować i wręcz zaharowywać się po łokcie, ale równość nie dotyczy kobiet. SZOK?! Nie, to naga rzeczywistość bez koloryzowania.
Po tej krótkiej dygresji powracam do pamięci zdarzeń tych sprzed lat. Otóż, Stanisław Lis z racji zamieszkania w Żabnie oraz swej aktywności w życiu społecznym, politycznym i kulturalno–zawodowym został automatycznie uznany za „swojaka” w tym nowym dla niego środowisku. Skłamałabym, gdybym zaprzeczyła, że nie był oddany żadnej z wymienionych sfer życia. Kochał swoją pracę, pozycję i tworzył projekty, o których innym placówkom nie śniło się, że takowe mogą zaistnieć w ówczesnej rzeczywistości PRL-u.
Mimo upływu czasu, różnych miejsc pobytu i zainteresowań, współczesne smartfony ułatwiają komunikację zdalną, skracając tym samym każdą odległość. Rozprawiamy od zawsze o różnych sprawach: takich bardzo ważnych, o mniejszym znaczeniu lub o takich sobie, czyli bez sygnatury priorytet najwyższy „TOP SECRET – ściśle tajne”. Jednak najczęściej sprawy trudne przedzielane były wspomnieniami. Właśnie w trakcie takich opowieści Stanisława, zawsze dyrektora, przypomniałam sobie jak to było z imieniem dla placówki, z którą utożsamiał się całodobowo. W tym historyczno-sentymentalnym myśleniu odkryłam, że nie było miejsca dla innych osób równie zaangażowanych i oddanych swej misji, bo funkcja reprezentacyjna i informacyjna obejmowała wyłącznie dyrektora. Jestem wdzięczna staruszkowi Chronosowi, że z czasem przytępia ostrość widzenia i osłabia emocje…
I tu zaczyna się moja opowieść… Otóż, któregoś dnia w pięknych latach 1980tych, dyrektor Stanisław Lis otrzymał informację o wizji towarzyszki Jadwigi Jarosz, w której najwłaściwszym imieniem dla jednej z czołowych placówek kultury miało być „40-lecie PRL-u”. Nazwa tak absurdalna jak nadanie imienia Ursuska dziewczynce dla upamiętnienia wypuszczenia na rynek kolejnego ciągnika marki URSUS. I zawrzało w całej żabnieńskiej enklawie, a szczególnie w sercu i umyśle dyrektora owej wiodącej instytucji kultury. Biedny koronny twórca bogatej oferty z zakresu zagospodarowania czasu wolnego obywateli miasta i gminy Żabno, nie potrafił wyobrazić sobie napisu na murach budynku „40-lecia PRL-u” i na pieczątce firmowej. A powinien!
Jego koronnym kontrargumentem przeciwko odgórnemu nadaniu takiej nazwy był niepodważalny fakt, że co pięć lat należałoby uaktualniać imię Miejsko-Gminnego Domu Kultury, aby kolejne „xx-lecia” zgadzały się. Muszę wyznać, że dyktatura proletariatu miała się bardzo dobrze w tym czasie. Nic więc dziwnego, że towarzysze związani z aparatem władzy byli sercem i duszą za nadaniem takiej nazwy. Było to swego rodzaju wyznanie uczuć wobec linii politycznej kreowanej przez wiodącą partię o wdzięcznej nazwie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, czyli w skrócie PZPR.
Stanisław Lis zdawał się być osamotniony w walce przeciwko mieszaniu polityki do kultury, która w moim odczuciu powinna być wolna od podporządkowywania jej partii! Kiedy przypominam sobie lekturę „Orki na ugorze” Jana Wiktora, to zimny pot mnie oblewa jak prysznic! To był koszmar dla czytelnika zapoznawanie się z orką, roztkliwianie się nad glebą itp. itd. Spragnionych takiego słowa odsyłam do tej literatury i cieszę się, że stalinowskie czasy odeszły w niepamięć. Musimy pamiętać, że tak jak w stalinowskich latach było ludziom i narodom ogromnie ciężko, tak i kulturze lekko nie było w latach 1982 – 1986. Nie da się też uniknąć dygresji w mojej opowieści, za co… nie przepraszam. To konieczne dla czytelności wspomnień sprzed czterech dekad...
Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania poparcia dla protestu Stanisława Lisa, który swym zaangażowaniem w tę kontestację, zdawał się szukać dodatkowych problemów tą ostrą niesubordynacją, a miał już na pieńku z władzami i był na czarnej liście numerem zapewne jeden. Jednym słowem był pod lupą władz.
Pukanie do drzwi ówczesnego Naczelnika Miasta i Gminy Żabna, Waldemara Gabora, było znakomitym posunięciem i uchyliło furtkę nadziei dla dyrektora odpowiedzialnego za sprawy kultury. Skoro otworzyły się jedne wrota, dwaj Panowie, w tym jeden wysoki w czerni, wyruszyli do Tarnowa ze stosowną dokumentacją w kilku kopiach, aby tam szukać wsparcia zanim „klamka” decyzji zapadnie nieodwołalnie i bezapelacyjnie.
Szukanie poparcia wśród władz było „bojowym” przedsięwzięciem, ponieważ niejedną klamkę, a wiele należało nacisnąć, aby przedstawić problem w odpowiednim świetle i perspektywie, a następnie perswazyjnie uzasadnić sprzeciw. Ryzykowna misja. Obaj emisariusze sprawy mieli świadomość, że jeśli nie przyspieszą akcji protestacyjnej, to racje obu zadziornych Panów pogrzebie Egzekutywa Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Tarnowie ( KW PZPR).
Opowieści Stanisława o jego walce o imię dla Domu Kultury słuchałam z zainteresowaniem, ponieważ w moim pałacu pamięci istniał jedynie ogólny zarys „dramatu”. Po chwili moja „sztuczna inteligencja” zwana mózgiem, pamięcią, podświadomością wykreowała sobie zapamiętany obraz wydarzenia i dzięki temu przypomniałam sobie o obecności towarzyszki Jaroszowej w MGDK, ale…
Naprawdę bardzo żałuję, że nie mam możliwości oddania emocji, z jakimi Stanisław Lis opowiadał mi o swoich przeżyciach związanych z nadaniem nazwy placówce. Żył tymi przeżyciami jakby to było wtedy, kiedy walczył w czasie rzeczywistym. Był podekscytowany i potrafił w słuchaczce tej opowieści wywołać żywe nią zainteresowanie, a przyznam się do awersji wobec rekonstrukcji przeszłych zdarzeń.
Powracając do wątku przerwanego retrospekcją pragnę dodać, iż sprytem i determinacją waleczni Panowie, czyli Naczelnik i jego wybraniec do „ożywienia” obiektu, który budowano około piętnastu lat, osiągnęli swój cel. Nie będę się sprzeczać, jeśli nie pamiętam dokładnie ile lat powstawał sam budynek. Ważne, że powstał i stał się moim czasowym domem dosłownie.
Pamięć podpowiada mi, że dzień nadania imienia był piękny i słoneczny. Zaproszeni miejscowi goście, władze z Tarnowa, pracownicy Domu Kultury i zainteresowani problemami kultury przedstawiciele z terenu gminy zgromadzili się w hallu, zajmując przyległe schody prowadzące do pracowni specjalistycznych, Galerię twórczości, a część tłumu wpełzła nawet do sali kinowej, zaś pozostali opanowali każdy wolny zakątek byle uczestniczyć w wydarzeniu nadania imienia instytucji, z którą związali się na stale swoimi pasjami i zainteresowaniami.
Galeria była taką naszą wizytówką, w której swój dorobek prezentowali artyści i amatorzy współdziałający z klubami specjalistycznymi. Naszymi czołowymi gwiazdami był Henryk Klich z Otfinowa, Łukasz Jewuła, Iwona Łanocha i jej przyjaciele artyści.
Tłum żył swoim życiem. Wił się, zmieniał ustawienia, to rósł, to malał, a to zależało od sprytu ludzi wysokich i tych mniejszych, którym udało się przecisnąć do przodu, aby lepiej widzieć i słyszeć. Nikt nie narzekał, bo działa się historia. Dom Kultury miał być uroczyście „ochrzczony”. Nie wszyscy zebrani znali kulisy sprawy i tak naprawdę nie wiedzieli nawet czego spodziewać się.
Pan Janusz Gozdek – dyrektor Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Tarnowie przemówił. A po chwili głos zabrał dzielny wojownik i obrońca swojej placówki Stanisław Lis. Charyzmatycznym tonem ogłosił wszem i wobec, że oto Dom Kultury, który narodził się niczym feniks z popiołów na kulturalnej pustyni od tej chwili ma swoje imię, swojego patrona i jest nim Cyprian Kamil Norwid. Stanisław przemawiał z pasją niczym Ludwik Waryński troszczący się o uciskany lumpenproletariat. Nagle dramatycznie zawiesił głos i zdawało się wszystkim, że kropla historii naprawdę wydała dźwięk, padając z wysokości na wyświeconą froterowaniem podłogę, dumę pana Franciszka Parszcza.
To nie była zwykła kropla. To była kropla Norwidowskiej poezji, która nagle z szelestem pełnym niepokoju, ale z ogromnym trzaskiem „zafiurganej”, lecz potężnej, niepowtarzalnej i uskrzydlonej twórczości stała się buntem poety wobec świata. I ta tak maleńka kropla najpierw delikatna, drobna potężniała z chwilą oderwania się od sklepienia żabnieńskiego sanktuarium kultury. (Dla wyjaśnienia dodam, że Stanisław Lis, jako miłośnik słowa, lubił wymyślać swoje własne określenia dla odróżnienia się od innych mistrzów.)
Ściśnięty tłum najpierw usłyszał, a dopiero potem zobaczył jak pierwotne maleństwo majestatycznie powiększało się zmierzając ku granitowej posadzce miejsca wielkiego zdarzenia. Cisza była ogłuszająca, dlatego plask kropli odbił się echem po posadzce i zadźwięczał w uszach uczestników tej wiekopomnej chwili.
Dla mnie natomiast detalem godnym odnotowania, oprócz ustanowienia patrona dla mojego miejsca pracy stał się fakt, że równocześnie z padaniem kropli na posadzkę, kamizelka Stanisława podjęła spektakularną akcję uwolnienia się z części szwów na plecach. Jak sam przyznał z pewną dozą nieśmiałości, musiał lekko przybrać na wadze –zapominając, w ferworze walki o imię dla Domu Kultury, o wytrzymałości części garderoby, która skrywała biel koszuli. Zwrócenie uwagi na kroplę było znakomitym odwróceniem uwagi od trzasku materiału, który zsynchronizował się z plaskiem kropli.
W tym samym momencie parsknęliśmy śmiechem, bo trudno było utrzymać powagę domyślając się co czuły plecy wbite w przyciasną kamizelkę… zażenowanie czy radość na myśl o uwolnieniu się z ucisku? To była prawdziwa chwila grozy, którą lepiej zapamiętałam od nadania imienia, ponieważ nie byłam aż tak zaangażowana emocjonalnie w batalię o patrona.
Punktem kulminacyjnym uroczystości było wręczenie Aktu Nadania Imienia Cypriana Kamila Norwida Miejsko-Gminnemu Domowi Kultury w Żabnie przez pana Stanisława Nowaka, ówczesnego Wojewodę Tarnowskiego. Warte odnotowania jest i to, że Wojewodzie dzielnie sekundował wysokiej rangi przedstawiciel Ministerstwa Kultury i Sztuki, wiceminister Michał Jagiełło. (Mam nadzieję, że podaję prawdziwe informacje. Jeśli coś przekręciłam, to zażalenie proszę składać do mojego „pałacu pamięci”. To prawdziwy winowajca.)
W ścisku tłumu uczestników imprezy zauważyłam stojącą z boku, ale wśród dostojnych oficjeli, towarzyszkę Jadwigę Jaroszową (zastępczynię dyrektora Wydziału Kultury i Sztuki oraz Przewodniczącą Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej). Patrząc na jej twarz zastygłą w sztucznym uśmiechu z powodu złości, intuicyjnie wyczuwałam niż słyszałam zgrzytanie zębami. Krzywy uśmiech i nienawistne błyski we wzroku miotane od czasu do czasu, mówiły wiele o stanie jej ducha. Przyglądała się ceremonii, przecież brała w niej udział, ale musiała być ogromnie zawiedziona, jako wnioskodawczyni i twórczyni pisma do Komitetu Wojewódzkiego PZPR i Ministerstwa Kultury i Sztuki w Warszawie prosząc o uhonorowanie najlepszej lokalnej instytucji kulturalno-oświatowej w Polsce mianem „40-lecia PRL”. Mam nadzieję, że ta konfabulacja zostanie potraktowana, jako podsumowanie walki nie o ogień, ale o imię.
Spieszę donieść, że pierwszą osobą, która wyraziła radość i nie dający się ukryć entuzjazm z otrzymania tak zaszczytnego tytułu dla placówki kultury, która dzielnie wpisywała się na listę prężnych ośrodków, był oczywiście współsprawca sukcesu Naczelnik Miasta i Gminy Żabno, pan Waldemar Gabor. A obok niego pokrzykiwali i bili brawo na znak swej aprobaty przyjaciele Domu Kultury i sąsiedzi: pan Zygmunt Zając (dyrektor Szkoły Podstawowej) wraz ze swoją zastępczynią panią Marią Kuligową, pan Marian Fido (dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych i Liceum Ogólnokształcącego) oraz wielu czołowych obywateli tej zacnej społeczności miasta i gminy Żabno. Wymienione osoby cieszyły się, bo ich młodzież miała miejsce, gdzie mogła rozwijać i doskonalić swoje pasje, talenty albo odkryć umiejętności, o jakich nie podejrzewali wcześniej siebie.
Staram się być uważną kronikarką. Dla mnie ma znaczenie inny niesamowicie ważny punkt a mianowicie to, że część tej młodzieży została pracownikami MGDK po osiągnięciu pełnoletności, zdaniu matury i podniesieniu swego wykształcenia. Dorastające pokolenie zasilało szeregi klubów specjalistycznych, które pękały w szwach jak kamizelka ich duchowego opiekuna. Aż łza kręci się w oku na widok entuzjazmu, z jakim odwiedzali progi upragnionego miejsca, gdzie chcieli być. W ich mniemaniu Dom Kultury (DK) był enklawą rozwijającą ich pasje i zagospodarowującą ich wolny od nauki czas. Pamiętajmy, że ich rodzice pracowali w USA, aby dzieciom żyło się dostatnio i lepiej.
Stanisław Lis zawsze był „sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem” („Oda do młodości”, Adama Mickiewicza). Waleczny dyrektor miał rację bić się o patrona dla Domu Kultury. Przecież Norwid, jako poeta, prozaik, dramatopisarz, eseista i filozof, a także malarz, rzeźbiarz i medalier był najlepszym wyborem patrona dla Domu Kultury, na czele, którego dyrektorował poeta i miłośnik słowa, erudyta i człowiek medialny od zawsze.
Cyprian Kamil Norwid zwykł mawiać: „Niewolnicy wszędzie i zawsze niewolnikami będą – daj im skrzydła u ramion, a zamiatać pójdą ulice skrzydłami. Kto prawdę mówi, ten niepokój wszczyna. Polacy są wspaniałym narodem i bezwartościowym społeczeństwem. Ojczyzna – to wielki zbiorowy obowiązek.”
Mnie szczególnie zainteresowały następujące cytaty albo motta:
„Słowo – jest czynu testamentem”.
„Wszystko bierze swą moc z ideałów”.
„Zniknie i przepełźnie obfitość rozmaita,
Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą.
Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic…”
Wspominając to wielkie wydarzenie, o którym traktuje moja opowieść, przypomniała mi się „Oda do młodości”, którą byłam zobligowana wykuć na pamięć, a wiadomym jest jak młodzi ludzie uwielbiają wkuwać stosy niezrozumiałych w tym wieku strof złożonych ze słów. W tej osobliwej chwili pomyślałam, że zapamiętane strzępy fraz pokazały nie tylko wielkość polskiej poezji tworzonej przez genialnych polskich piewców słowa. Miałam tak wielką ochotę wykrzyczeć: „Gwałt niech się gwałtem odciska, A ze słabością łamać uczmy się za młodu”. Ta sentencja doskonale pasowała do zmagania się z władzami o prawo wyboru właściwego patrona, który niejako zapowiadałby na straży, czego wiernie stać będzie.
Po latach, z niedowierzaniem w myślach recytowałam:
„Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze,
Ten młody zdusi centaury.
Piekłu ofiarę wydrze,
Do nieba pójdzie po laury.
Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga;
Łam, czego rozum nie złamie:
Młodości! Orla twych lotów potęga,
Jako piorun twoje ramię”.
Recytując te słowa mistrza Adama Mickiewicza pomyślałam, że i ja toczyłam swoją walkę w imię wielkiej sprawy, aby po latach skonstatować, iż po moim odejściu i pierwszej ekipy współtwórców dziejów Domu Kultury, odarto tenże wspaniały przybytek z imienia wywalczonego w prawdziwym boju. SZOK!!! Lepiej byłoby nie nadawać imienia wcale! Właśnie dlatego jestem przeciwniczką stawiania pomników. Najpierw bijemy pokłony dla wielkości osoby wywyższonej na cokole monumentu, aby po jakimś czasie niszczyć ten chwilowy wyraz uznania. Ma to sens?! Tyle pracy włożyłam w powstawanie Domu Kultury. Czy ktoś pamięta o tym? Czy doceni poświęcenie i podwójny dojazd do miejsca twórczego spełniania się? Tylko echo w oddali wśród drzew powie: nniiieeee…. Nikt nie zapamięta, nie wspomni i kurz zapomnienia warstwą niepamięci otuli do snu tyle oddania. Mimo to postanowiłam sprzeciwić się wypieraniu z pamięci swojej obecności walcząc bronią słowa. Ktoś kiedyś pisał palcem w piasku i tych słów żadne wieki nie przykryły kurzem. Świat pamięta je, ale udaje, że nie, że to mit, nieprawda jakieś wymysły zacofanych ludzi.
Jako kronikarka próbująca zachować w pamięci zapamiętany obraz przekroczenia progu obiektu ogromnego na tle innych żabnieńskich budowli muszę wyznać, że w owych dniach mojej aktywności zawodowej, często nie miałam świadomości, że doba była dla mnie zbyt krótka. Dzisiaj dodałabym jeszcze: - Szkoda, że klonowanie ludzi nadal jest w beciku, ale kto wie jak długo w dobie przyspieszonego rozwoju technologii. Trudno wyobrazić sobie to przyspieszenie. Wystarczy pomyśleć w kategorii filmów z gatunku science fiction. Ot, powiedzmy „Terminator”. Kiedyś to była fantazja a obecnie?...
Moje wspomnienia zdają się być niczym przysłowiowa kropla drążąca skałę, wzmacniane pamięcią pierwszego dyrektora najlepszej placówki kultury lat osiemdziesiątych. Skoro nikt o mnie nie wspomina, to sama tego dokonam, chociaż trudno powiedzieć:
- Przewróć stronę dawnej opowieści. Pisz swoje nowe życie dające tak wiele nowych możliwości. To prawda! Czas mija i zabiera wszystko. Zabiera nawet moją szafkę z szufladą kryjącą zapisane wspomnienia… Mimo to wierzę, że za zasłoną niepamięci kryje się tajemnica zahibernowana w zapiskach historii stworzonych przez ludzi pióra żyjących w owych pięknych latach osiemdziesiątych XX wieku.
Życie to splot przypadków i pewnego rodzaju loteria. Doświadczenie życiowe podpowiada mi z ukrycia: - Możesz uciekać od problemów, ale one same z siebie nigdy nie znikną. One cierpliwie czekają aż stawisz im czoło i tego kurczowo trzymam się od zawsze. Musiałam walczyć o wszystko, lecz zadziorna młodość zarzucała zwiewny woal na moje problemy. Czy mi się to podoba, czy też nie, powinnam wyznać, iż najbardziej boli po latach żal, że się coś zaniedbało i się czegoś dla siebie samej nie zrobiło.
Prawdą również jest i to, że sukces zawsze pozostawia ślady, a konsekwencja i powtarzalność tych samych działań do znudzenia jest kluczem do owego sukcesu. W moim odczuciu amnezja wymazująca efekty rąbania drew, z których drzazgi wbijały się głęboko jak zadry w pamięć, to szansa na nowy początek dla nowego wcielenia w nowym życiu, będące jak nie mająca końca fabuła serialu. Odchodzimy z jednego miejsca pracy i próbujemy zakotwiczyć się w innym. Jednym udaje się ta sztuka, a innym nie. Dlatego oderwanie się od przyziemnych spraw dla uważnej obserwacji dalekich gwiazd sprawia, że naprawdę miło jest poczuć się pyłkiem w obliczu ogromu otaczającego nas wszechświata.
Marzenia są zaraźliwe niczym kaszel, lecz do ich realizacji potrzeba prawdziwej determinacji, pasji i zatracenia się w działaniu. I dopiero po dekadach dociera do nas prawda głosząca: - Jeśli po drodze coś cennego gubimy, to tracimy to na zawsze. W tym maratonie życia zawsze ktoś będzie niezadowolony.
Nie mamy też odwagi przyznać, że są ludzie waleczni, pomysłowi, którzy potrafią tworzyć tam, gdzie nie posiał żaden rolnik swego ziarna dającego chleb. Takie osoby potrafią stać się drzewem, które wie jak zasłonić sobą las. Swym działaniem rzucają potężny cień na wszystko, ale nie wszystko dostrzegają, a to może nie podobać się tym, których pozbawia się dostępu do światła. I tak jest od tysięcy lat. Zawsze liczył się marketing, doskonała bieżąca reklama i autoprezentacja. Natura ludzka nie zmienia się tak szybko jakby ludzkość chciała.
Joanna Maria Mularz
Dopisek:
Powyższy tekst pochodzi z mojego „historycznego” sztambucha, ukrytego w szufladzie zapomnienia i zarazem jest to fragment książki o roboczym tytule: „Miejsko Gminny Dom Kultury w Żabnie w latach 1982 – 1986. Notatnik wspomnień”. Notatnik oczekuje na swe narodziny, na publikację.
Kraków, dnia 21 marca 2025 roku
Notka biograficzna:
Joanna Mularz
ówczesna zastępca dyrektora Domu Kultury w Żabnie
lektorka języka angielskiego
reżyser teatralny
była prezes Tarnowskiego Oddziału Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy i Poetów w latach 1981 - 1990,
aktualnie Członek Tarnowskiego Oddziału Stowarzyszenia Autorów Polskich.