Izabela Łęcka jako młoda emancypantka, która w połowie XIX w. pragnie żyć po swojemu? Taką wersję „Lalki” proponują trójcy serialu Netflixa. Serial reżyseruje Paweł Maślona, a w rolach Łęckiej i Wokulskiego: Sandra Drzymalska i Tomasz Schuchardt. Premiera jest planowana w 2026 roku. W tym samym roku do kin wejdzie też film „Lalka” w reżyserii Macieja Kawalskiego z Kamilą Urzędowską i Marcinem Dorocińskim oraz Markiem Kondratem w roli Rzeckiego. W centrum historii znajduje się Izabela Łęcka, młoda kobieta, która nie zgadza się na przypisaną jej rolę biernej arystokratki. Zafascynowana emancypantkami marzy o wolności i samostanowieniu. To Łęcka, która nie chce wychodzić za mąż, tylko żyć po swojemu”. Jeśli ktoś chce nakręcić serial o młodej emancypantce, to może po prostu zrobić serial o młodej emancypantce, nie nazywać jej Izabela Łęcka i nie łamać powieść Bolesława Prusa kręgosłupa. Nie mam nic przeciwko ekranizowaniu XIX-wiecznych powieści w sposób uwzględniający współczesną perspektywę. Krytyczne komentowanie źródeł historycznych - a powieść też jest źródłem - jest potrzebne i ważne. Ale „Lalka” nie jest opowieścią o buncie przeciwko starym zasadom. Jest dokładnie na odwrót: to powieść o tym, że świat stoi w miejscu i choćby nie wiem jak nim potrząsać, ostatecznie się nie zmienia.
Porządek społeczny w „Lalce” się nie rozpada?
Rozpada, ale w specyficzny sposób. Nie eksploduje, tylko zapada się w sobie jak bardzo stary budynek, który jest w koszmarnym stanie i powoli się osuwa. Prus bardzo krytycznie oceniał ten porządek, w tym wspinany w niego sposób wychowywania kobiet. Przy czym robił to ze specyficznej pozycji. Pozytywiści uważali, że kobiety powinny się uczyć i pracować, bo widzieli w nich niewykorzystany zasób. Kobiety z klas wyższych miały przestać być bezwolnymi lalkami, żeby wraz z mężczyznami budować siłę i zasobność Polski - co miało ostatecznie doprowadzać do odzyskania niepodległości.
Ich osobiste szczęście się nie liczyło?
- Na pewno było mniej istotne niż społeczna przydatność. Choć dostrzegała je np. Eliza Orzeszkowa, która podkreślała, że satysfakcja zawodowa przynosi też satysfakcje osobistą. Również była wobec kobiet z klas wyższych bardzo krytyczna. Pisała, że są nieznośne, płaczliwe, rozchwiane emocjonalnie, niedojrzałe - ale dlatego, że nic nie potrafią i zwyczajnie się nudzą. Nie mają żadnych głębszych myśli, bo nikt nie dał im szansy takich myśli wykształcić. Izabela Łęcka jest tego idealnym przykładem. To postać bierna, pusta i pozbawiona celu w życiu nie dlatego, że jest jednostką wybrakowaną moralnie, tylko dlatego, że pochodzi z klasy społecznej, która tego właśnie od kobiety oczekuje. Prus nie jest wściekły na kobiety, że są głupie i nieprzydatne, tylko na społeczeństwo, że tak wychowuje młode panny. Postać Łęckiej jest egzemplifikacją problemu społecznego - i dokładnie dlatego tak bezsensowne jest pisanie Izabeli od nowa jako postaci buntującej się przeciwko normom społecznym i marzącej o wolności.
Czy, historycznie rzecz biorąc, kobieta z jej sfery w tamtych czasach mogła fascynować się ruchami emancypacyjnymi?
- Zależy, jak je zdefiniujemy. Akcja „Lalki” toczy się w Warszawie w późnych latach 70. XIX w. W Polsce trwa już wówczas dyskusja o „kwestii kobiecej”, nasilająca się od klęski powstania styczniowego w 1864 roku. O emancypacji dużo rozprawiają pozytywiści, piszą czasopisma dla kobiet takie jak „Bluszcz”. Eliza Orzeszkowa publikuje m.in. „Kilka słów o kobietach”, a w nim esej „O pracy kobiet”, w 1873 roku powieść „Marta”. Jej bohaterką jest ziemianka, która po śmierci męża usiłuje utrzymać siebie i małą córkę, ale nie jest w stanie tego zrobić, bo została wychowana na panią domu i nie ma żadnych praktycznych umiejętności, a nawet, gdyby miała, nikt nie dał by jej pracy. Teoretycznie Izabela mogłaby przeczytać „Martę” i zapłakać nad jej losem. Ale zorganizowane ruchy sufrażystek walczące o prawa wyborcze i prawo edukacji wyższej zaczynają działać na ziemiach polskich w latach 90. XIX w. a wybuch emancypacji takiej, jak ją sobie dziś wyobrażamy - z marszami, protestami, petycjami, powstaniem Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich - to przełom XIX i XX w., czyli całe pokolenie później. Nie mówię, że w czasach „Lalki” na ziemiach polskich nie było emancypantek. Ale były wyjątkowe jednostki.
Na przykład?
- Anna Tomaszewicz-Dobrska, lekarka, która w 1871 roku wyjechała na studia do Szwajcarii, siedem lat później obroniła w Zurychu pracę doktorską, wróciła do Polski i walczyła o to, by nostryfikować tu dyplom. Maria Skłodowska-Curie wyjechała na Sorbonę dopiero w 1891. W latach 70. I 80. XX w. pierwsze uniwersytety w Europie, głównie w Szwajcarii, zaczęły przyjmować kobiety. Zdarzały się Polki, które wyjeżdżały studiować filozofię czy medycynę, ale wymagało to gigantycznego wysiłku. Trzeba było mieć ogromną odwagę, poza tym pieniądze, zgodę rodziców, znajomości, by wiedzieć, jak na te studia aplikować, ale też choćby gdzie się zatrzymać. I niesamowite samozaparcie, by wrócić do Polski i pracować na jej rzecz. Kiedy Tomaszewicz wróciła do Warszawy, w prasie ukazywały się na jej temat paszkwile. Stanisław Krupski publikował w odcinkach powieść „Pod skrzydłami Almae Matris” o panience, która wyjeżdża na studia do Zurychu, by znaleźć sobie męża. Publicyści sugerowali, że kobiety studiujące medycynę są zaburzone psychicznie i robią to, by móc oglądać nagie ciała. Lekarze snuli teorię, że kobiety mają za małe mózgi albo że od nauki usychają im macice. W powszechnym mniemaniu kobiety z wyższym wykształceniem były moralnie podejrzane, a wręcz nie do końca były kobietami.
Izabela Łęcka też jeździła po Europie
- Ale tak robiły panienki z jej sfer - by pooglądać zabytki, pójść do opery i na bal, dobrze się bawić, a potem wrócić do kraju i wyjść za mąż, co tak długo odwlekała. Tu akurat mogę się z opisem Netflixa zgodzić: Łęcka nie chce wychodzić za mąż. Tylko że wynika to nie z dążeń emancypacyjnych, ale z niedojrzałości. Izabela nie kontestuje samej koncepcji zamążpójścia. Jest to dla niej konsekwencja biologicznego dojrzewania, jak to, że w miejsce mlecznych zębów wyrastają stałe - jest się ozdobą salonów, potem żoną i matką, na końcu matroną. Ale to dla niej abstrakcja: będzie jakiś mężczyzna, sukienka, wydarzenie towarzyskie, zmiana pozycji społecznej. Starsze koleżanki wytłumaczyły jej, że mąż oznacza dzieci, dzieci są śliczne, można je ładnie ubierać i przynoszą w życiu bardzo dużo radości. Owszem, tragedia Izabeli polega na tym, że odnajduje się w społecznych ramach. Ale nie dlatego, że pragnie wolności, nawet w XIX-wiecznym rozumieniu, ale dlatego, że wskutek odebranego wychowania jest osobą niedorozwiniętą emocjonalnie i psychicznie. Nie ma narzędzi, żeby odnaleźć się w dorosłym życiu. Dlatego robi takie głupoty jak flirtowanie ze Starskim, choć stawia na szali dobro rodziny. Izabela wie, że to niebezpieczne, bo akurat w tej kwestii nie jest naiwna. Zna swoją pozycję na rynku matrymonialnym i sytuację finansową. Na początku „Lalki” pyta ciotkę, czy naprawdę musi wybierać między sprzedażą siebie a serwisu. A ciotka mówi: szkoda rodzinnych pamiątek.
W XIX w. panny z wyższych sfer faktycznie były aż tak niedojrzałe?
- Izabela jest przerysowana, ale nie jest nieprawdopodobna. Dorasta jako dziewczyna nie tylko bogata, ale też rozpieszczana przez rodzinę i bardzo piękna. Ludzie całe życie jej nadskakują. Prus z ironią pisze, że wychowała się w świecie, w którym nie obowiązują prawa fizyki. Mogła spać cały dzień i nie spać w nocy, nie zwracać uwagi, czy jest lato czy zima, bo inni dbali o to, by temperatura była odpowiednia , nie zauważać, czy jest w górach czy nad morzem, bo zawsze ktoś ją zawiózł, przeprowadził, przeniósł, zadbał o jej komfort. Sztuka, muzyka, piękne stroje i spotkania towarzyskie to nie tylko jedyne dziedziny, w których może się realizować, ale w ogóle jedyne bodźce, jakie dostaje. Nie ma kiedy poczuć strachu, złości czy frustracji, więc patrzy na świat jak na przedstawienie w teatrze. I nagle po 25 latach okazuje się, że może ją spotkać coś faktycznie nieprzyjemnego, czyli deklasacja. Choć tak realnie grozi jej najwyżej to, że będzie musiała wyjść za starego bogacza. Albo poczekać na spadek po jednej czy drugiej ciotce.
Jak w serialu „Sukcesja” - wydaje się, że bogacze grają o gigantyczne stawki, a ostatecznie nikomu nie stanie się krzywda.
Lalka nie jest opowieścią o buncie przeciwko starym zasadom. Jest na odwrót: to powieść o tym, że świat stoi w miejscu i choćby nie wiem jak ni potrząsać, ostatecznie się nie zmienia. - Bo „Lalka” jest o świecie, który się ni zmienia. I jak się jest z wyższych sfer, to trzeba się naprawdę bardzo postarać, żeby sobie zrobić krzywdę. Izabela zachowuje się głupio, działa wręcz absurdalnie wbrew sowim interesom, ale czy ostatecznie spotyka ją jakaś kara? Kiedy Wokulski z nią zrywa, prawie zaręcza się z marszałkiem. Kiedy znów przyłapują ją na flirtowaniu z pewnym inżynierem, idzie podobno do klasztoru (choć tak naprawdę dowiadujemy się jedynie, że „wyjeżdża za granicę”), ale za rok, dwa wróci, a że jest piękna i z dobrego domu, to znajdzie kogoś, kto się z nią ożeni. Im starszy, tym szybciej umrze, a Łęcka zyska niezależność. Jak pani Wąsowska.
W przeciwieństwie do Izabeli faktycznie wyzwolona. I chyba jak na XIX w. progresywna?
- W XIX w. o takich kobietach mówiło się „lwice salonowe”. Wąsowska wygrała los na loterii: wyszła za mężczyznę, który szybko umarł, zostawił jej duży majątek, wolność, pozycję społeczną. Nie czuje presji ponownego zamążpójścia. Czy tam sobie na boku sypia ze Starskim czy z kimś innym, to nikogo nie obchodzi, byleby nie robiła tego zbyt ostentacyjnie. Wąsowska jest wyemancypowana, choć w specyficzny sposób. Nie chodzi jej o to, by kobiety mogły studiować, tylko by miały wolność seksualną i nie były rozliczane z łamania norm społecznych surowiej niż mężczyźni. Ma do świata cyniczne podejście i można ją za to krytykować, ale można też uznać, że urządziła się w świecie w najlepszy sposób, jaki był dla niej dostępny. Prus zresztą sugeruje, że Wąsowska kiedyś była inna, ale się sparzyła w miłości. Więc zmieniła podejście i na dobre jej to wychodzi.
W cyniczną stronę idzie też pani Meliton, swatka, którą opłaca Wokulski.
- Prus mówi wprost, że niektórzy biorą pieniądze za umożliwienie rozpłodu koniom, a ona za ułatwianie stosunków ludziom. Ale wiemy też, że nie zawsze była cyniczna. W młodości była ubogą, pozbawioną szacunku nauczycielką, potem porzuconą kochanką, wreszcie znalazła męża, który okazał się pijakiem i przemocowcem. Robiła wszystko tak, jak powinna, ale nie spotkała jej nagroda. Taką postacią jest baronowa Krzeszowska. Ludzie czytający „Lalkę” w liceum z reguły zapamiętują ją jako histeryczkę, postać śmieszną, dziwaczną, intrygantkę prowadzącą osobiste wendety. Ale to też kolejna kobieta, która została przez system skrzywdzona: miała duży posag, więc wyszła za mąż za barona, ale ten źle ją traktuje, nie opiekuje się nią, nie zapewnia jej szacunku społecznego. Krzeszowska spełniła swoją część umowy społecznej, a on się ze swojej nie wywiązuje.
„Lalka” pokazuje kobiety uwikłane w patriarchalny system. Wszystko jedno, czy łamią zasady czy ich przestrzegają - na końcu przegrywają.
- To ciekawe, że Prus pokazuje niemal wyłącznie takie bohaterki. W jego powieści udaje się właściwie tylko Wąsowskiej i może jakimś postaciom trzecioplanowym jak prezesowa Zasławska - choć i ona nie mogła poślubić ukochanego, bo byłby to mezalians. Pani Stawska, anioł domowego ogniska z mieszczaństwa, też cierpi, poddając się kolejnym próbom życiowym. Jej mąż, oskarżony o morderstwo, ucieka za granicę i przepada, a ona, ni to wdowa, ni to rozwódka, utrzymuje matkę i córkę z lekcji pianina, haftu i angielskiego. Jest jak Marta, tylko ma to szczęście, że odebrała lepsze wykształcenie i jest w stanie sprzedawać swoje umiejętności na korepetycjach. Ale ciągle ma kłopoty finansowe i gdyby nie Wokulski zapewne podzieliłaby los powieściowej Marty. Nie ma w „Lalce” postaci, która zostałaby za przestrzeganie patriarchalnych zasad nagrodzona. A karane bywają bardzo okrutnie, jak Małgorzata Minclowa. Całe życie ciężko harowała jako kupcowa, kiedy jej mąż umarł, wyszła za mąż za swojego subiekta, czyli Wokulskiego, i została uznana za obleśną babę, która ślini się do młodego chłopca. Wiesz, ile miała lat?
Pięćdziesiąt?
- Czterdzieści dwa. A Wokulski trzydzieści osiem. Do tego Rzecki pisze, że w kręgach kupieckich Minclowa była pięknością i wszyscy się w niej kochali. Czyli tak: Wokulski ożenił się ze starszą o kilka lat piękną wdową - wcześniej miał z nią romans, więc wiemy, że pociągała go seksualnie - która dała mu pieniądze, sklep i pozycję, a i tak gardził z tego powodu nią i sobą. Minclowa umiera w wyjątkowo upokarzający sposób: po nieudanej kuracji kosmetycznej, którą podjęła, by bardziej podobać się mężowi. Jest jeszcze Marianna, pracownica seksualna, którą Wokulski spotyka w kościele. Przez chwilę wydaje się, że jej się uda. Dostaje od Wokulskiego posag, wychodzi za mężczyznę, który zna jej przeszłość, ale i tak ją kocha. Tylko, że mąż szybko stwierdza, że jednak jej tej przeszłości nie może zapomnieć.
Czyli „Lalka” pokazuje więcej kobiecych perspektyw niż niejedna współczesna powieść, nie mówiąc o serialu.
- Tak, i myślę, że z tego punktu widzenia jest powieścią feministyczną. Ale Prus równie dobrze opisuje nieszczęśliwych mężczyzn. Wokulski całą powieść się miota, bo - co paradoksalnie łączy go z Izabelą - żyje w świcie złudzeń. Owszem, nie może sobie pozwolić na takie odklejenie od świata materialnego, bo musi ogarniać prowadzenie biznesów. Ale poza tym? Spotyka kobietę i od razu projektuje na nią swoje wyobrażenia, dopisuje jej historię, charakter, nakłada na nią swoje oczekiwania. Oczywiście nic im o tym nie mówi, a kiedy się okazuje, że te kobiety zachowują się inaczej, niż sobie wyobrażał, jest oburzony: czemu te kobiety są takie fałszywe?! Tak jest z Izabelą. Wokulski próbuje ją zdobyć za pomocą pieniędzy i manipulacji, ale jednocześnie gardzi jej materializmem i chce, by połączyła ich szczera miłość. Ale podobnie gardzi kupiectwem, gdy tylko zostaje kupcem. A kiedy jest już na dobrej drodze, by zostać przyjęty do arystokracji, zaczyna gardzić i nią.
Tomasz Schuchardt, który w serialu zagra Wokulskiego, mówi o nim: ”romantyk, ale też mężczyzna uwięziony w patriarchalnych schematach”
- To już bliższe prawdy. Czy jest romantykiem? Na pewno jest człowiekiem, którym kierują emocje i pragnienia. Wokulski ma mnóstwo pragnień, tylko albo ich do siebie nie dopuszcza, albo nie umie ich zrealizować w sposób satysfakcjonujący. Czy jest uwięziony w patriarchalnych schematach? Można tak powiedzieć. Wie, że mężczyzna musi mieć pieniądze, żeby zdobyć żonę, zapewnić jej pozycję, opiekować się nią. Trudno powiedzieć, czy świadomie pragnie takiej relacji albo czy w ogóle się nad tym zastanawia. Raczej jest to dla niego przezroczyste. Właśnie dlatego pojęcie emancypacji nie ma w kontekście „Lalki” większego sensu - ta powieść powstała w ostatnim momencie, kiedy takie narracje nie były w społecznej świadomości obecne.
Mówiłaś, że nie jesteś przeciwna nowym odczytaniom XIX-wiecznych powieści. To co chciałabyś we współczesnej „Lalce” zobaczyć?
- To, czego nie można było opowiedzieć w poprzednich ekranizacjach. W PRL-u łatwo było nakręcić „Lalkę”, która jest krytyką kapitalizmu i ciemiężącego społeczeństwa klasowego - ale jako opowieść z czasów słusznie minionych, bo przecież nie ma już w Polsce ani kapitalizmu, ani klas społecznych. W świecie, w którym Jeff Bezos może sobie wynająć Wenecję, żeby wziąć ślub, to już dawno nieaktualne. Przede wszystkim chciałabym zobaczyć opowieść o świecie, który pędzi naprzód, ale nie potrafi się zmienić. Prus w „Lalce” opisuje moment rozwoju ekonomicznego, urbanizacji i wszystkiego tego, co przyniósł wiek pary i elektryczności - a jednocześnie społeczeństwo zastałe, rządzone sztywnymi zasadami. Jednostki, które nie mogą realizować swoich pragnień, bo system społeczny gra przeciwko nim. Gdziekolwiek się obrócą, napotykają ścianę. Mogą pragnąć stać się innym człowiekiem, mogą pragnąć miłości, związku, uznania, ale żyją w świecie, który jest powierzchowny, zimny, techniczny, zajęty pieniądzem, karierą, kupowaniem sobie przedmiotów i statusu. W którym technologia rozwija się niezwykle szybko, ale nawiązanie relacji z drugim człowiekiem jest bardzo trudne. Myślę, że dla wielu z nas brzmi to znajomo.
Magazyn Wyborcza Sobota-czwartek, 2-7 sierpnia 2025.